UWAGA!

Wpisy są troszkę dalej, przesuń w dół

Tekst

Pamiętajcie, aby zostawić po sobie ślad!

W STRONACH wymienione są 3 blogi. Pierwszy jest mój, drugi mojej blogowej BFF na Pingerze. Wpadnijcie na nie, bo te blogi są naprawdę genialne!

Tekst

Gdy blog zyska większą popularność, zamierzam udostępnić tu swoje opowiadanie!

Chcesz miłości, która Cię pochłonie. Pasji i przygody.
A nawet szczypty niebezpieczeństwa.

Profil

❃ 18 lat ❃ gotowanie, pieczenie ❃ kochająca lato ❃ mająca smykałkę do organizowania, zarządzania i planowania

Obserwatorzy

Odwiedzam

Translate

Szukaj

Archiwum

środa, 20 kwietnia 2016

Bezsilności nie zamkniesz w zaciśniętej pięści…

2 komentarze:


****************
„Gdzie się podziała MOJA słodka dziewczyneczka?”

Takie pytanie usłyszałam wczoraj od swojej mamy. Przyszła do mnie do pokoju i się do mnie przytuliła, bo tego potrzebowała, bo znowu: „problemy z pracą”… Znowu sapnęłam, fuknęłam i warknęłam na dotyk drugiej osoby.

Nienawidzę dotyku, nienawidzę bliskości. To po prostu jest nieprzyjemne.

Nie zwracając uwagi na mamę włożyłam słuchawkę do ucha, pozostawiając jedno ucho wolne, w razie gdyby postanowiła porozmawiać z córką. Włączyłam utwór z soundtracku The Vampire Diaries i weszłam w SameQuizy. Kliknęłam na pierwszy lepszy quiz w telefonie i rozpoczęłam jego rozwiązywanie. Mama mówiła, a ja tylko przytakiwałam, mimo, że słyszałam wszystko wyraźnie. Po chwili poczułam jak moja rodzicielka łapie mnie za rękę i dodaje: „A jeszcze 15 lat temu, Twoja dłoń gubiła się w mojej”… Westchnęłam, obdarzyłam mamę uśmiechniętą miną i mój wzrok spoczął na obrazku z quizu:

Po chwili usłyszałam najcichszy szept na świecie:
- Gdzie się podziała MOJA słodka dziewczyneczka? – a sekundę później mama pocałowała mnie w czoło i wyszła z pokoju, pozostawiając mnie bliską płaczu…
- Mamo… Ale Twojej żadnej dziewczyneczki nie ma… Straciłaś ją… - szepnęłam do siebie, znalazłam szybko najgłośniejszą piosenkę w playliście i ustawiłam głośność na maxa… Aby zagłuszyć swoje myśli…

Nie pomogło…
****************
Ten blog miał być odskocznią… A jak tak dalej pójdzie to stanie się moim pamiętnikiem…

Zapytacie:

„Co to znaczy, że córki mamy JUŻ nie ma?”

A ja Wam odpowiem.

Mnie już nie ma, zatraciłam się w fałszywej sobie. Chociaż wróć… Nie wiem jaka jestem naprawdę. Nie wiem czy to jak ukazuję się innym codziennie to prawdziwa ja, czy prawdziwą mną jest to co wmawiam sobie, że nie chcę tego uzewnętrznić. Naprawdę nie wiem.

Jak byście się czuli, gdyby rodzice kazali Wam robić wiele rzeczy wbrew swojej woli? Co innego jest to, że są moimi rodzicami i mogą mnie zmuszać do niektórych spraw: załóżmy, że to np. chodzenie do szkoły ( no ale to lubię ;) ). A co innego jest to, że zmuszają mnie do wykonywania wielu rzeczy, gdzie sama mogłabym podjąć decyzję.

Kiedyś przyjdzie taki czas, że nie wytrzymam i napiszę tu o co chodzi…  Ale jeszcze nie teraz…
Po prostu nienawidzę swojego życia. Nie cierpię go! Nie jestem tą kolejną nastolatką z „problemami”. Nie jestem TĄ nastolatką, która łapie się głodówek, czy żyletek. To jest głupota. „Bo one nie mają się do kogo zwrócić z problemami w szkole”. A nieprawda. Mają rodziców, znajomych… Wystarczy zapytać, wyjaśnić, poprosić o radę.

Teraz spytacie, czemu ja tego nie zrobię.

I tu jest najzabawniejsza rzecz. Jak mam poprosić o radę, skoro moi rodzice to rozumieją i mówią, że wszystkie decyzje są podejmowane, abym miała w życiu lepiej? Jak rodzicom wytłumaczyć, że ich decyzje mnie ranią, niszczą? Oni tego nie rozumieją. Nie rozumieją tego, że każde ich złe słowo to dla mnie wielki cios.

Czasem dopada mnie jakiś zły humor. A gdy dopada mnie ten zły humor, staję się wrakiem człowieka. Łatwo wyprowadzić mnie z równowagi, jestem smutna, melancholijna…

Wtedy zaczynam dużo myśleć. Zaczynam zastanawiać się nad światem, nad każdą rzeczą, która jest związana z istnieniem… Moje wnioski rzadko są optymistyczne, a wtedy załamuję się bardziej.

Ostatnio sprawiam problemy swojemu przyjacielowi. Ma mnie już cholernie dość. I go rozumiem. No bo jak inaczej reagować, jak co jakiś czas Twoja przyjaciółka (na oko szczęśliwa) zasypuje Cię sms’ami z takim treściami:

- „Żałujesz, że żyję?”
- „Jak myślisz? Gdybyś umarł, kogo by to obeszło?”
- „Dla czego (jakiej rzeczy, uczucia) żyjesz?”

Albo:
- „Nienawidzę świata”.

A to tak bardzo nie pasuje do właśnie TEGO chłopaka. On cieszy się życiem, z uśmiechem na twarzy, szerokim od ucha do ucha, przychodzi do szkoły, non stop żartuje! Ja zaś jestem świetną aktorką, albo ludzie faktycznie mają gdzieś, jak się czujesz. Pod tym względem się źle dobraliśmy na idealnych przyjaciół. Ale my nie jesteśmy idealni.

Wiecie co mnie najbardziej smuci?

To, że pomimo tego, że mam 2-3 kilo powyżej idealnej wagi, całkiem się lubię. Oczywiście rozpoczęłam pracę nad sobą. Według wskaźnika BMI mam bardzo dobrą wagę, ale te 2-3 kilo można zrzucić! :D
Najbardziej smuci mnie fakt, że nie jestem taka jak inne dziewczyny. Że zamiast nienawidzić swojego wyglądu, nienawidzę swojego charakteru. U nich jest na odwrót.

Nie cierpię tego, że na zewnątrz jestem silna fizycznie i psychicznie, że jestem złośliwa, wredna, obojętna na wszystko co miłe i przyjemne. Nienawidzę tego, że w głębi duszy, byle gówno potrafi mnie zranić, że jestem w środku miła, kruchą, zabawną, genialną i SMUTNĄ dziewczyną. Że jestem zniszczoną istotą, która cierpi, która nie jest jak inne nastolatki. Że mimo tego, że czasami potrzebuję przytulenia (najczęściej od 2 przyjaciół – w tym Daniela) nie poproszę o to, bo już wyrobiłam sobie opinię: „SKAŁY”. Poza tym nawet gdybym się przytuliła oznaczałoby to przepustkę dla mojej słabej SIEBIE. 

Zanim zaczęłam przyjaźnić się z Danielem, mimo tego, że zamieniliśmy ze sobą w ciągu roku (ta sytuacja miała miejsce w październiku 2015 roku) kilka zdań, on podsumował mnie jednym zdaniem:

„Czemu nie chcesz się komuś zwierzyć? Sama rozwiązujesz problemy? Tak? Jezu, czemu? Przecież zawsze znajdzie się osoba, która Cię wysłucha… Kamila, wiem, że rodzice są zawsze do Twojej dyspozycji, ale czasami trzeba o problemach porozmawiać z rówieśnikiem. Możesz o nich porozmawiać ze mną.”

I wtedy już mu zaufałam. Właśnie teraz, po tylu miesiącach naszej przyjaźni, gdzie zastanawiałam się dlaczego obdarzyłam go zaufaniem z dnia na dzień, odpowiedziałam sobie na to pytanie.
Bo powiedział, że nie powinnam rozwiązywać problemów sama, i że zawsze mogę się do niego z problemem zwrócić. Wtedy mu zaufałam. I praktycznie tej decyzji nie żałuję. Gdy nadal mu się ze swoich zmartwień nie zwierzałam, znowu zadał mi pytanie: DLACZEGO?

Was też to interesuje?

Bo przywiązałam się do dwóch osób, które mnie zostawiły ot tak. Z dnia na dzień. Rozstaliśmy się w niezgodzie. Do tej pory ciężko mi się pozbierać, a gdybym prosiła o pomoc w rozwiązywaniu problemów Daniela, miałabym w głowie świadomość, że ON zawsze będzie. A to nieprawda… Zapomni o mnie tak szybko, jak zaczęło mu na mnie zależeć.
Ostatnio zadał mi dziwne pytanie:

„Co się znowu kobieto stało?”

To była odpowiedź na mojego sms’a o początku: „Dupy Ci już nie będę zawracać, może nawet nigdy?”

Zadał mi pytanie, które ścięło mnie z nóg. Zapytał, a za chwilę JEMU odpowiedziałam zagmatwanie, sama zaś zaskoczyłam siebie jaką odpowiedź przygotowała mi podświadomość.

„Co się znowu kobieto stało?”

<<Stałam się ja. Ja – ta nieprawdziwa. Stało się to, że nie chcę żyć, ale odebranie sobie życia to największy możliwy szczyt głupoty. Stało się to, że potrzebuję ciepła, dotyku i bliskości. Stało się to, że potrzebujesz zrozumienia,  a to, że go nie otrzymujesz to jest właśnie ta rzecz, która Cię niszczy.>>

A chwilę później, gdy uświadomiłam sobie, co usłyszałam w głowie, jest prawdą, wstrzymałam oddech i ze zdziwienia o mało się nie udusiłam.

<<Tak, moja podświadomości. Masz rację, ale nikt się o tym nie dowie. Nie teraz, nie jutro… Jeszcze nie… Najlepiej to… Nigdy…>> 

<<Najlepiej to dzisiaj, teraz... Wam wszystkim o wszystkim>>

Co Wy o tym sądzicie? 

Papa! :*

czwartek, 14 kwietnia 2016

Recenzja #1 ~ Morze Spokoju

1 komentarz:
Hej!
Dziś przychodzę z nowego typu postem. Jest to coś dla moli książkowych, którzy nie mają pomysłów jaką książkę wybrać do przeczytania. :) To co? Ciekawi? Tak? No to zapraszam! :*
...................................................................................................................................

...................................................................................................................................
Tytuł: Morze spokoju
Autor: Millay Katja
Ilość stron: 456


"Dwa i pół roku - tyle minęło od tragedii, która zamieniła Nastyę w cień samej siebie. Dziewczyna właśnie przeprowadziła się do innego miasta i chce za wszelką cenę ukryć swoją przeszłość. Nastya jest mistrzynią w trzymaniu ludzi na dystans. Ale jej plan działa tylko do momentu, w którym spotyka kogoś równie odizolowanego jak ona.



Historia Josha nie jest tajemnicą. W wieku siedemnastu lat został zupełnie sam. Kiedy twoje imię wydaje się być synonimem śmierci, ludzie zazwyczaj dają ci święty spokój. Tylko Nastya przekracza niepisaną granicę i stara się za wszelką cenę poznać każdy aspekt jego życia. Gdy trudna przyjaźń powoli przeradza się w uczucie, Josh zaczyna się zastanawiać, czy kiedykolwiek pozna sekret dziewczyny - i czy w ogóle tego pragnie."


Co do książek mam nosa! :* Co mi wpadnie w łapki okazuje się hitem, pomimo, że mam wygórowane standardy. ;)

"Morze spokoju" to książka ukazująca nam 2 historie. Obie na swój sposób tragiczne. Tu nie ma możliwości wybrania: historia Nastyi jest bardziej bolesna, a Josha mało co spotkało... Nie nie nie! Broń Boże! Czytałam wiele pozycji w swoim życiu (uzbiera się ponad 120 :* ), ale przy wielu moje serce tylko chybotało. W tej wyrywało się z piersi. Jestem twardą osobą, nie okazuję uczuć, nauczono mnie, aby w razie niebezpieczeństwa dla swojego życia - zabić, dlatego do książki podeszłam na początku troszkę sceptycznie. Przeczytałam ją dzięki koleżance, która tak naprawdę nie czyta, a ta jej się spodobała, dlatego poprosiłam ją, aby mi ją pożyczyła.

Zafascynowała mnie pierwsza strona, a potem pochłonęła mnie cała książka.

Pierwsza strona:
Nie wiem, jak bardzo wczułam się w Nastyę... Gdy czytałam tę książkę, po prostu czułam ból, który jej towarzyszył w każdym dniu, czułam niechęć do siebie, czułam, że z każdym dniem mogę stracić nadzieję na znalezienie mordercy... To co przeżyła dziewczyna i ja... Tego nie można opisać. To samo było z Joshem. Stawałam się tym chłopakiem, miałam wrażenie, że bije ze mnie niedostępność, szacunek, pomimo, że byłem/łam odizolowany/a. Gdy drogi dwóch poszkodowanych przez los, spotkały się można było wyczuć zgrzyt pomiędzy nimi. Nie chcieli, aby ktokolwiek zwracał na nich uwagę, a tu nagle oboje stali się obiektami swojego zainteresowania.

W czasie czytania książki uświadomiłam sobie, jak niebezpieczny jest świat - nie ważne, czy jest dzień, czy noc. Dzień jest tak samo zdradliwy jak noc, a nawet może bardziej...?

Jak wytłumaczyć chłopaka, który doświadczył czegoś okropnego i przez to się zemścił na szczęśliwej osóbce? Co takiego Nastya mu zrobiła? Co zrobił Josh, aby tak go ukarać?

Jeśli podczas czytania zadajecie sobie te pytania, to wykazujecie się dużą mądrością, naprawdę. Uważam, że nic nie dzieje się bez przyczyny, ale to była przesada. Jednakże, pomimo całego życia w bólu przyszło do dwójki bohaterów coś, czego nie chcieli mieć - miłość... Obydwoje wypierali się, że się nienawidzą, potem, że tylko się przyjaźnią, a na końcu, że ta miłość wróci i będzie wieczna. Dla mnie świetna, lecz niezbyt pełna rekompensata. Mimo, że jedynym co mnie na początku interesowało, to to, czy Nastya znajdzie swojego zabójcę, końcówka przerosła moje najśmielsze oczekiwania.

Chcecie wiedzieć czemu? :) Tak? No to przeczytajcie tę właśnie książkę.

Powiem po prostu tak:
SZUKACIE MOCNYCH WRAŻEŃ? Ta książka jest dla Was.

Papapa! :* 


 

© Agata | WS
x x x x x x x.