****************
„Gdzie się podziała MOJA słodka dziewczyneczka?”
Takie pytanie usłyszałam wczoraj od swojej mamy. Przyszła do
mnie do pokoju i się do mnie przytuliła, bo tego potrzebowała, bo znowu:
„problemy z pracą”… Znowu sapnęłam, fuknęłam i warknęłam na dotyk drugiej
osoby.
Nienawidzę dotyku, nienawidzę bliskości. To po prostu jest
nieprzyjemne.
Nie zwracając uwagi na mamę włożyłam słuchawkę do ucha,
pozostawiając jedno ucho wolne, w razie gdyby postanowiła porozmawiać z córką.
Włączyłam utwór z soundtracku The Vampire Diaries i weszłam w SameQuizy.
Kliknęłam na pierwszy lepszy quiz w telefonie i rozpoczęłam jego rozwiązywanie.
Mama mówiła, a ja tylko przytakiwałam, mimo, że słyszałam wszystko wyraźnie. Po
chwili poczułam jak moja rodzicielka łapie mnie za rękę i dodaje: „A jeszcze 15
lat temu, Twoja dłoń gubiła się w mojej”… Westchnęłam, obdarzyłam mamę
uśmiechniętą miną i mój wzrok spoczął na obrazku z quizu:
Po chwili usłyszałam najcichszy szept na świecie:
- Gdzie się podziała MOJA słodka dziewczyneczka? – a sekundę
później mama pocałowała mnie w czoło i wyszła z pokoju, pozostawiając mnie
bliską płaczu…
- Mamo… Ale Twojej żadnej dziewczyneczki nie ma… Straciłaś
ją… - szepnęłam do siebie, znalazłam szybko najgłośniejszą piosenkę w
playliście i ustawiłam głośność na maxa… Aby zagłuszyć swoje myśli…
Nie pomogło…
****************
Ten blog miał być odskocznią… A jak tak dalej pójdzie to
stanie się moim pamiętnikiem…
Zapytacie:
„Co to znaczy, że córki mamy JUŻ nie ma?”
A ja Wam odpowiem.
Mnie już nie ma, zatraciłam się w fałszywej sobie. Chociaż
wróć… Nie wiem jaka jestem naprawdę. Nie wiem czy to jak ukazuję się innym
codziennie to prawdziwa ja, czy prawdziwą mną jest to co wmawiam sobie, że nie
chcę tego uzewnętrznić. Naprawdę nie wiem.
Jak byście się czuli, gdyby rodzice kazali Wam robić wiele
rzeczy wbrew swojej woli? Co innego jest to, że są moimi rodzicami i mogą mnie
zmuszać do niektórych spraw: załóżmy, że to np. chodzenie do szkoły ( no ale to
lubię ;) ). A co innego jest to, że zmuszają mnie do wykonywania wielu rzeczy,
gdzie sama mogłabym podjąć decyzję.
Kiedyś przyjdzie taki czas, że nie wytrzymam i napiszę tu o
co chodzi… Ale jeszcze nie teraz…
Po prostu nienawidzę swojego życia. Nie cierpię go! Nie
jestem tą kolejną nastolatką z „problemami”. Nie jestem TĄ nastolatką, która
łapie się głodówek, czy żyletek. To jest głupota. „Bo one nie mają się do kogo
zwrócić z problemami w szkole”. A nieprawda. Mają rodziców, znajomych…
Wystarczy zapytać, wyjaśnić, poprosić o radę.
Teraz spytacie, czemu ja tego nie zrobię.
I tu jest najzabawniejsza rzecz. Jak mam poprosić o radę,
skoro moi rodzice to rozumieją i mówią, że wszystkie decyzje są podejmowane,
abym miała w życiu lepiej? Jak rodzicom wytłumaczyć, że ich decyzje mnie ranią,
niszczą? Oni tego nie rozumieją. Nie rozumieją tego, że każde ich złe słowo to
dla mnie wielki cios.
Czasem dopada mnie jakiś zły humor. A gdy dopada mnie ten
zły humor, staję się wrakiem człowieka. Łatwo wyprowadzić mnie z równowagi,
jestem smutna, melancholijna…
Wtedy zaczynam dużo myśleć. Zaczynam zastanawiać się nad
światem, nad każdą rzeczą, która jest związana z istnieniem… Moje wnioski
rzadko są optymistyczne, a wtedy załamuję się bardziej.
Ostatnio sprawiam problemy swojemu przyjacielowi. Ma mnie
już cholernie dość. I go rozumiem. No bo jak inaczej reagować, jak co jakiś
czas Twoja przyjaciółka (na oko szczęśliwa) zasypuje Cię sms’ami z takim
treściami:
- „Żałujesz, że żyję?”
- „Jak myślisz?
Gdybyś umarł, kogo by to obeszło?”
- „Dla czego (jakiej rzeczy, uczucia) żyjesz?”
Albo:
- „Nienawidzę świata”.
A to tak bardzo nie pasuje do właśnie TEGO chłopaka. On
cieszy się życiem, z uśmiechem na twarzy, szerokim od ucha do ucha, przychodzi
do szkoły, non stop żartuje! Ja zaś jestem świetną aktorką, albo ludzie
faktycznie mają gdzieś, jak się czujesz. Pod tym względem się źle dobraliśmy na
idealnych przyjaciół. Ale my nie jesteśmy idealni.
Wiecie co mnie najbardziej smuci?
To, że pomimo tego, że mam 2-3 kilo powyżej idealnej wagi,
całkiem się lubię. Oczywiście rozpoczęłam pracę nad sobą. Według wskaźnika BMI
mam bardzo dobrą wagę, ale te 2-3 kilo można zrzucić! :D
Najbardziej smuci mnie fakt, że nie jestem taka jak inne
dziewczyny. Że zamiast nienawidzić swojego wyglądu, nienawidzę swojego
charakteru. U nich jest na odwrót.
Nie cierpię tego, że na zewnątrz jestem silna fizycznie i
psychicznie, że jestem złośliwa, wredna, obojętna na wszystko co miłe i
przyjemne. Nienawidzę tego, że w głębi duszy, byle gówno potrafi mnie zranić,
że jestem w środku miła, kruchą, zabawną, genialną i SMUTNĄ dziewczyną. Że
jestem zniszczoną istotą, która cierpi, która nie jest jak inne nastolatki. Że
mimo tego, że czasami potrzebuję przytulenia (najczęściej od 2 przyjaciół – w
tym Daniela) nie poproszę o to, bo już wyrobiłam sobie opinię: „SKAŁY”. Poza
tym nawet gdybym się przytuliła oznaczałoby to przepustkę dla mojej słabej
SIEBIE.
Zanim zaczęłam przyjaźnić się z Danielem, mimo tego, że zamieniliśmy ze
sobą w ciągu roku (ta sytuacja miała miejsce w październiku 2015 roku) kilka
zdań, on podsumował mnie jednym zdaniem:
„Czemu nie chcesz się komuś zwierzyć? Sama rozwiązujesz
problemy? Tak? Jezu, czemu? Przecież zawsze znajdzie się osoba, która Cię
wysłucha… Kamila, wiem, że rodzice są zawsze do Twojej dyspozycji, ale czasami
trzeba o problemach porozmawiać z rówieśnikiem. Możesz o nich porozmawiać ze
mną.”
I wtedy już mu zaufałam. Właśnie teraz, po tylu miesiącach
naszej przyjaźni, gdzie zastanawiałam się dlaczego obdarzyłam go zaufaniem z
dnia na dzień, odpowiedziałam sobie na to pytanie.
Bo powiedział, że nie powinnam rozwiązywać problemów sama, i
że zawsze mogę się do niego z problemem zwrócić. Wtedy mu zaufałam. I
praktycznie tej decyzji nie żałuję. Gdy nadal mu się ze swoich zmartwień nie
zwierzałam, znowu zadał mi pytanie: DLACZEGO?
Was też to interesuje?
Bo przywiązałam się do dwóch osób, które mnie zostawiły ot
tak. Z dnia na dzień. Rozstaliśmy się w niezgodzie. Do tej pory ciężko mi się
pozbierać, a gdybym prosiła o pomoc w rozwiązywaniu problemów Daniela, miałabym
w głowie świadomość, że ON zawsze będzie. A to nieprawda… Zapomni o mnie tak
szybko, jak zaczęło mu na mnie zależeć.
Ostatnio zadał mi dziwne pytanie:
„Co się znowu kobieto stało?”
To była odpowiedź na mojego sms’a o początku: „Dupy Ci już
nie będę zawracać, może nawet nigdy?”
Zadał mi pytanie, które ścięło mnie z nóg. Zapytał, a za
chwilę JEMU odpowiedziałam zagmatwanie, sama zaś zaskoczyłam siebie jaką
odpowiedź przygotowała mi podświadomość.
„Co się znowu kobieto stało?”
<<Stałam się ja. Ja – ta nieprawdziwa. Stało się to,
że nie chcę żyć, ale odebranie sobie życia to największy możliwy szczyt
głupoty. Stało się to, że potrzebuję ciepła, dotyku i bliskości. Stało się to,
że potrzebujesz zrozumienia, a to, że go
nie otrzymujesz to jest właśnie ta rzecz, która Cię niszczy.>>
A chwilę później, gdy uświadomiłam sobie, co usłyszałam w
głowie, jest prawdą, wstrzymałam oddech i ze zdziwienia o mało się nie
udusiłam.
<<Tak, moja podświadomości. Masz rację, ale nikt się o
tym nie dowie. Nie teraz, nie jutro… Jeszcze nie… Najlepiej to… Nigdy…>>
Co Wy o tym sądzicie?
Papa! :*
Powiem ci, że jak bym czytała swój pamiętnik. Może pomimo paru fragmentów. Rozumiem cię, bo sama też tak czasem mam. Wychodzę z założenia, że świat nie powinien wiedzieć o mnie zbyt wiele, dlatego mało kiedy opowiadam o swoim życiu, nawet najbliższym przyjaciółką.Radzę ci na razie jedno: pokaż prawdziwą siebie, a wtedy wszystko będzie łatwiejsze
OdpowiedzUsuńNormalnie jabbym siebie słyszała :-( Każdy się zmienia i każdy wreście dostaje swoje drugie "ja". Też nie lubie takich czułości, wtedy czuję się taka słaba :-(
OdpowiedzUsuńTeż chciałabym mieć takiego przyjaciela. Niestety na wielu się zawiodłam. Nadal nie jestem uodporniona ale staram się być silna bo wszędzie znajdę takie zołzy,które znam teraz :-(